Ryszard Tadeusiewicz jakiego nie znamy
W wolnym czasie
Teatr
Profesor Ryszard Tadeusiewicz podczas nauki w myślenickim liceum występował w szkolnym teatrze. Grał między innymi Radosta w ,,Ślubach Panieńskich’’ A. Fredry.Tak wspomina to wydarzenie:
Wtedy żeby uzyskać figurę godną starego szlachcica musiałem nosić na brzuchu pod kostiumem sporą poduszkę, którą przed każdym występem przywiązywano mi tasiemkami. Raz niesforna poduszka wymknęła się z powięzi i wygłaszając na środku sceny moje kwestie - czułem z niepokojem, że mój "brzuch" nieuchronnie zmierza do lewej nogawki spodni... Na szczęście zanim dramatyczna deformacja mojej sylwetki stała się zauważalna dla widzów - skończyłem mój udział w aktualnie granej scenie i mogłem bezpiecznie wycofać się za kulisy, gdzie nasz amatorski reżyser pospiesznie przywrócił mi wymagane krągłości, bo zawiązał tasiemki tak mocno, że z trudem oddychałem. Ale dzięki temu dotrwałem do końca przedstawienia w dobrej formie, a po powrocie do domu przyszyłem tasiemki do poduszki mocną nitką i w następnych przedstawieniach (a jeździliśmy z naszą sztuką do różnych miejscowości w całym powiecie myślenickim, występując najczęściej w strażackich remizach) już nic nie przeszkadzało mi udawać, że mam co najmniej 61 lat zamiast prawdziwych 16.
Wyprawa motorem do Wiednia
Zbudowana przeze mnie przyczepka
się rozleciała
Najpierw trzeba było zdobyć paszport. Jakimś cudem mi się to udało - i w dodatku nie musiałem niczego podpisywać. Potem trzeba było znaleźć środek lokomocji. Przystosowaliśmy do tego (z kolegą ze studiów) mój stary motocykl marki WSK. Bagaże postanowiliśmy zabrać do specjalnie zbudowanej przyczepki. Niestety, to moje arcydzieło techniczne nie wytrzymało próby eksploatacyjnej i rozleciało się nam po drodze. Przeładowaliśmy więc nasz skromny dobytek do dwóch plecaków i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Ze względu na te awarie a także dzień obfitego deszczu, który dla motocyklisty był wtedy poważną przeszkodą - podróż zajęła nam całe trzy dni. A tam czekały mnie dwie niemiłe wiadomości. Po pierwsze stwierdziłem, że Dunaj w Wiedniu wcale nie jest modry. O tym, czy jest piękny - można by dyskutować, ale mnie się nie podobał. Drugie stwierdzenie było takie, że mimo zabrania ze sobą sporych zapasów żywności (w tej przyczepce, która się rozleciała) i mimo posiadania namiotu, który był naszym domem w Czechosłowacji - bez pracy długo w Wiedniu nie wyżyjemy. Na szczęście uzgodnione wcześniej kontakty zadziałały i uzyskaliśmy pracę oraz mieszkanie. Pracowaliśmy w Wiedniu po kilkanaście godzin dziennie, także w weekendy, dzięki czemu udało się nam zarobić tyle szylingów, że stać nas było na planowaną wcześniej wycieczkę po Europie. Między innymi mój motocykl dojechał do Wenecji.
Zbudowana przeze mnie przyczepka powoduje awarie
Nad pięknym modrym Dunajem
Dotarliśmy do Wenecji
Wyprawy kajakowe
Rejs jachtem "Pogoria" (2004 r.)
Dostaję certyfikat od kapitana. W tle Lazurowe Wybrzeże
Rzadka okazja do wygrzewania się w słońcu
Moje stanowisko na dziobie Pogorii
Alarm opuszczania statku
Żeglowanie do Aten (2004 r.)
Bryzgi wody spod dziobu sieką twarz sternika
Doskonalę się w sztuce wiązania węzłów żeglarskich
Obiad na jachcie
Żeglowanie do Sztokholmu (2004 r.)
Prowadzę jacht do Sztokholmu
Gratulacje od doświadczonych żeglarzy po wprowadzeniu jachtu do Sztokholmu
Żeglarz czasem musi się pokrzepić